Moc zbrodni. Dlaczego nie możemy oderwać się od kryminałów?
Dobre kryminalne seriale przyciągają jak magnes, wciągają tak, że zapominamy o świecie, a na dodatek nie możemy doczekać się kolejnych odcinków i sezonów. Dlaczego tak się dzieje? Nim znowu zasiądziemy przed ekranem, sprawdźmy, co na ten temat sądzą psychologowie i filmoznawcy.
Badacze zgadzają się w podstawowej sprawie: przede wszystkim chodzi o rozrywkę. Dobrze skrojona intryga zainteresuje widza na tyle, że sam poczuje się jak policjant czy detektyw. Zagadkę, kto popełnił zbrodnię, oglądający rozwiązują razem z bohaterami. Jak każda szarada, śledztwo mocno angażuje odbiorców. Pozwala wykorzystać intuicję, rozwijać elementy logicznego myślenia, tropić związki przyczynowo-skutkowe. Wszystko po to, żeby wygrać. Odkrycie sprawcy wcześniej, niż dzieje się to w fabule, daje prawdziwą satysfakcję. Co ważne, nie może to być zbyt wcześnie. Intryga musi wodzić za nos nie tylko policjantów, ale i widzów. Jeśli sprawcę da się odkryć po kilkunastu minutach, widzowie dochodzą do wniosku, że kryminał jest słaby, bo zbyt oczywisty.
Podejrzeć zbrodniarza
Często oglądamy kryminały po to, by znaleźć się w niespotykanej na co dzień sytuacji. Z zainteresowaniem podglądamy zbrodnie, śledztwa, przesłuchania, sale sądowe, autopsje, eksperymenty w laboratoriach kryminalistycznych, świat gangsterów i stróżów prawa. Kochamy widowiskowe pościgi, rozbijane na autostradach samochody, strzelaniny, wozy policyjne na sygnałach, pracę zespołu na miejscu przestępstwa.
Zaglądamy do cel więziennych, , pustostanów czy prosto w lufę rewolweru. Ciekawość to podobno pierwszy stopień do piekła, ale na pewno nie wtedy, gdy zamiast krążyć po niebezpiecznych zaułkach miast, siedzimy w wygodnych fotelach. W takich warunkach czujemy się bezpiecznie.
Tak można się bać
Dodatkowo możemy się bezpiecznie bać. Strach jest magnesem, który przyciąga nas do kryminałów. Obawy i lęki są na stałe wpisane w ludzką naturę. Gdy dotykają naszego życia, najczęściej powodują dyskomfort i burzą nasz dobrostan psychiczny. Dobry kryminał powoduje dreszczyk emocji i strachu. Dzięki historii z ekranu możemy te emocje potrenować "na sucho". Oglądając serial, przetestujemy nasze granice, ale także limity wrażliwości na przemoc, margines uczucia obrzydzenia (jeśli zbrodnie są szczególnie krwawe i długo prezentowane na wizji) oraz gotowość na błyskawiczne i nieprzewidywalne zwroty akcji. Gdy podobne sytuacje przydarzą nam się w rzeczywistości, te emocje będą nam bliższe i bardziej przewidywalne, bo przecież kiedy już coś w ten sposób przeżywaliśmy. Co prawda jedynie patrząc w ekran, ale zawsze.
Kocham pana, panie Kojak
Mówiąc o emocjach podczas oglądania serialu na ekranie, nie sposób uciec od podstawowej kategorii psychologicznej związanej z odbiorem filmu: identyfikacji z bohaterem czy historią. Bez względu na to, co oglądamy, zawsze znajdujemy sobie postać, która jest nam najbliższa. Może być na przykład do nas podobna, może jej historia przypomina nam naszą, albo bohater ma takie cechy charakteru, których nie mamy, ale chcielibyśmy mieć. Nie musi być postacią pozytywną. Konia z rzędem temu, kto nie polubił najniebezpieczniejszego przestępcy w masce na twarzy, który kochał zjadać swoje ofiary. Tego, który nie tylko pomaga młodej policjantce rozwikłać sprawę seryjnego mordercy, ale także zaprasza ją do psychologicznej i niebezpiecznej gry.
Bohater, z którym się identyfikujemy, może zauroczyć nas swoim wyglądem, inteligencją czy choćby powiedzonkiem lub małą ekstrawagancją. Na myśl przychodzi nieśmiertelny porucznik Kojak. Dzięki swojej charyzmie w rozwiązywaniu zagadek, nonszalancji w stosunku do pań, skrojonym na miarę garniturze i ciągle trzymanemu w ustach lizaku skradł serca publiczności na całym świecie. I to nie tylko damskiej. Dla panów stał się ikoną mody. Idealnie dobrany strój i ogolona na łyso głowa stały się symbolem nie podeszłego wieku, ale prawdziwego 100 proc. testosteronu. Moda na lizaki i strój a’la Kojak dobitnie świadczy o poziomie identyfikacji z serialowym bohaterem. "Kojaka" kręcono na przełomie lat 70. i 80. Czy nowe pokolenie widzów telewizyjnych może się nim zachwycić, jak kilka dekad lat temu? Warto się przekonać. Stopklatka codziennie w paśmie popołudniowym powtarza odcinki wszystkich 11 sezonów. Obejrzyjcie i sprawdźcie, czy zarówno nowojorski glina, jak i jego słynne powiedzonko "Who loves ya, baby" nadal działają na widzów.
On, czyli ja
Identyfikacja z bohaterami może przebiegać na różnym poziomie. Możemy mu jedynie kibicować, lubić go, podziwiać, tęsknić za nim, gdy kończy się sezon. Możemy trzymać kciuki, by uciekł łapom sprawiedliwości (jak słynna jednakowa ekipa napadająca na bank), lub, jeśli po drodze nam z policjantem, zaklinać scenariusz, by stróż prawa szybko rozwikłał zagadkę.
Widzowie mogą także szukać w bohaterze nie tylko podobieństwa, ale i tożsamości ze sobą. Pełna identyfikacja przydarzyła się kilka lat temu nastolatkom, które miały pewność, że są dziewczynami, narzeczonymi, a potem partnerkami na całe życie pewnego młodego i przystojnego wampira. Znane są przypadki dzieci, które po obejrzeniu filmów o superbohaterach wierzyły, że także mają supermoce i na przykład próbowały latać. Utożsamienie z postacią, jak sprawdzili amerykańscy naukowcy, objawia się tym, że gdy widzowie opowiadali o swoich ulubieńcach, w ich mózgach uruchamiały się dokładnie te obszary, z których korzystamy, gdy myślimy i mówimy o sobie. Takie zaangażowanie w śledzenie losów bohaterów seriali kryminalnych wiąże się z kolejnym plusem dla widzów. Mają szansę przez chwilę poczuć się kimś innym, zapomnieć o swojej codzienności i tym, co nas gnębi. To trochę jak gry RPG, w których uczestnicy wcielają się w role. Tutaj zamiast ogrywania postaci mamy jedynie wysiłek, by się z tym bohaterem utożsamić, skleić w jedno.
O równowagę w świecie
Nie zawsze sprawę kryminalną da się rozwikłać, a sprawca przestępstwa otrzymuje zasłużoną karę. Czasami za przestępstwo odpowiada zupełnie niewinna osoba. Świat po prostu często sprawiedliwy nie jest. Idealnie wyważony serial kryminalny, w którym szale przechylają się na korzyść dobra i sprawiedliwości, skłania także do refleksji nad ludzką naturą, genezą zła. Wydumane i okrutne zbrodnie prowokują do pytań: czy ludzie mogą być dobrzy i nie krzywdzić siebie nawzajem?
Filmowe (i nie tylko) zło kusi. Jest atrakcyjne, gwarantuje adrenalinę i często korzyści, na które pracując uczciwie, musimy bardzo długo czekać. Nadal jednak chcielibyśmy, żeby jak w bajkach – zwyciężało dobro i sprawiedliwość, a każdy zbrodniarz poniósł zasłużoną karę. Tak zwykle dzieje się w kryminałach. Wielu filmoznawców i literaturoznawców przyrównuje sensacje do krwawych, strasznych baśni braci Grimm, w których jednak zawsze sprawiedliwości staje się zadość. W serialach także: przestępcy trafiają do aresztu, na salę sądową, a potem do więzienia.
Nie każdy bohater nosi pelerynę. Niektórzy, jak Rex, pokryci są zwodniczo miękkim futrem!
Mogą też zginąć z rąk swojej ofiary, która broni się przed napaścią. Czasami dopada ich zemsta bogów i tracą życie w wypadku, katastrofie lub zupełnie przez przypadek. Innym razem dosięga ich kula detektywa lub… kły policyjnego psa. Najsłynniejszy z owczarków na służbie, austriacki "Komisarz Rex", jest jak deus ex machina w starożytnym teatrze. Wypada znienacka zza rogu i pomaga detektywowi dopaść przestępcę. Dzięki swojemu węchowi i szybkości robi to dużo sprawniej niż jego opiekun. A dodatkowo jest ładny, bezpretensjonalny, futrzasty. Potrafi także manipulować swoim właścicielem i kraść serca widzów, nie tylko kochających pieski. Przekonajcie się sami, oglądając wszystkie sezony tego serialu w telewizji Stopklatka.
Takie pojmanie przestępcy i wymierzenie mu kary przywraca równowagę i daje nadzieję, że nasza realność też będzie bardziej sprawiedliwa. Wprowadza porządek i równowagę, której – możemy to sprawdzić w telewizyjnych wiadomościach – brakuje nam najbardziej. Kryminały straszą bezpiecznie, pozwalają podejrzeć przestępców i stróżów prawa i przez chwilę zapomnieć o codzienności i poczuć się jak ktoś zupełnie inny. Niektóre seriale zapominamy zaraz po napisach końcowych. Inne zostają z nami na lata i zyskują status kultowych. W czym tkwi siła tych drugich? Przekonajcie się sami, oglądając od poniedziałku do piątku w godz. 16:00-20:00 pasmo kryminalne na Stopklatce, a w nimseriale "Kojak", "Komisarz Rex" i "Rex i Hudson", kanadyjskiego następcy austriackiego wilczura. Warto!
Zdjęcie główne: "Hudson I Rex" Shaftesbury Rex V Inc. Pope Rex Season 6 Inc.